sobota, 4 kwietnia 2020

VKook Fanfictions

commning soon!

KAMIJO X HIZAKI FANFICTIONS

comming soon!

Różana Lalka | BOOK 1 | CH. 12

ⒶⓁⒾⒸⒺ ⓅⓄⓋ;
Nic, więc dziwnego, że coraz mniej byłam pewna, czy na serio on był był żywą lalką, czy jednak było inaczej. Dlatego też w moim umyśle toczyły bitwę dwie sprzeczne frakcje na tym temat. Jednak i one w momencie, gdy się odezwał, zniknęły, bo już byłam teraz pewna, że był mężczyzną, a nie kobietą, jak sądziłam na samym początku. A co za tym idzie, za żadne skarby nie miałam zamiaru mu powiedzieć o tym. Teraz już odwrotu nie było i musiałam się z tym pogodzić.

- Pod tym względem, nie jesteś pierwszą osobą, która tak zareagowała na moją urodę, ale tobie to wybaczę, bo miałaś do tego prawo, bo dawno mnie nie widziałaś - rzekł po chwili że spokojem, zdając sobie sprawę z tego, że mogła tak zareagować.
- To dobrze wiedzieć, bo już się zaczęłam się martwić, że cię tym faktem zezłoszczę - odparłam zaraz na jego słowa, oddychając z ulgą, że pod tym względem mogłam być już spokojna.
Teraz już byłam pewna, że dobrze zrobiłam, że mu powiedziałam o tym, aniżeli to zatrzymałam dla siebie. Jednak nie spodziewałam się tego, że tak spokojnie zareaguję na nie, ale widać musiał być już do tego przyzwyczajony. Zaraz też po tych słowach, pomogłam mu opuścić pudło, w którym się znajdował, chociaż nie było to łatwe. Przez ten czas, nie wymieniliśmy ani jednego słowa. Potem zaczęłam się zastanawiać, co mam z tym pudłem dalej zrobić, bo na pewno, nie mogłam zostawić w miejscu, w którym obecnie się znajdował.
- Niby dlaczego, bym się miał z tego powodu zezłościł? Nie widzę, w tym żadnych podstaw, abym miał się za to, zezłościł, bo wiem, że nie powiedziałaś tego złośliwie - stwierdził po chwili, aby przerwać tę ciszę, która zapadła podczas, gdy pomagałam mu opuścić pudło, w którym jeszcze chwilę temu się znajdował.
- Wiesz, wolałam chuchać na zimne, niż potem nie było, że coś ukrywałam - tuż po tym jak wypowiedziałam te słowa do niego, usłyszałam kroki na korytarzu.
Tak jakby, podsłuchiwali, co się dzieje w moim pokoju, ale z drugiej strony, mogło być tylko to zrządzeniem przypadku. Tak, czy inaczej, nieco było mi to na rękę, bo jak na razie dalej czułam się nieco nieswojo, ale to była tylko kwestia czasu, nim to się zmieni. Każdy na moim miejscu, by się tak czuł, gdyby po latach spotkał się ze swoim dawnym przyjacielem z dzieciństwa, prawda? Nim jednak cokolwiek on odpowiada, usłyszałam jak kroki zatrzymały się przed moim pokojem i zaraz słychać było pukanie.
- Mogę wejść? - dało się usłyszeć zaraz damski głos, który należał nie do kogo innego, ale do mojej mamy.
- Tak, proszę! - odparłam dość głośno, aby mnie usłyszała, chociaż nie lubiłam podnosić głosu.
Tuż po tych słowach, klamka od moich drzwi poruszyła się i powoli się one otworzyły. Nie miałam pojęcia, jak moja mama zareaguje, gdy zobaczy Shun'a, ale zważywszy, że moi rodzice o nim wiedzieli, więc nie musiałam się martwić, że coś innego sobie pomyśli. Dlatego serce nieco mi mocniej zabiło, bo nie wiedziałam jak mama zareaguje, bo pewnie nie spodziewała się, że tak szybko go obudzę. Jednak jej reakcja, była tak mocno zaskakująca, że zaskoczyła mnie i to bardzo.
- Widzę, że poradziłaś sobie z przebudzeniem, a już chciałam po obiedzie pomóc ci z tym, ale widzę, że nie potrzebujesz mojej pomocy. Miło cię znowu widzieć, wiem, że trochę czasu minie, nim wszystko wróci do normy, ale mam nadzieję, że na nowo się do siebie przyzwyczaicie - rzekła po chwili, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że nie po to tutaj się zjawiła.
- Też z początku sądziłam, że będę potrzebowała pomocy, ale miałem pomoc, która mi, z tym pomogła. A tak a propos, to chyba nie po to, przyszłaś, prawda? - kończąc moją wypowiedź pytaniem, aby jak najszybciej się z tego koszmarnego położenia wydostać
- A, tak właśnie, przyszłam, aby powiadomić cię, o tym, że gotowy jest obiad - odpowiadając z niemałym rozbawieniem, którego nie chciała nawet ukrywać.
Bawiła ją ta cała zaistniała sytuacja, jak reagowała jej córka, ale z drugiej strony. Zdawała sobie sprawę, że życie w ich rodzinie od tego momentu kompletnie się zmieni, od momentu, gdy Shun się u nich znalazł. Wiedziała, że to już tylko kwestia czasu, nim Alice będzie musiała przejść specjalny test, aby Shun, został jej oficjalnym partnerem, który nie jest tak łatwy jak się, co poniektórym wydaje.



- 🌹 -
Wreszcie, po tak długim czasie, macie możliwość czytania nowego rozdziału do tego opowiadania! Niedługo też postaram się publikować kolejne rozdziały, więc będziecie mieli go czytać!

Różana Lalka | BOOK 1 | CH. 11

Różana Lalka | BOOK 1 | CH. 11
ⒶⓁⒾⒸⒺ ⓅⓄⓋ;
Prawdę mówiąc, każdy na moim miejscu, pewnie by sądził, że postradałam zmysły, całując lalkę i oczekując tego, że ona nagle się obudzi niczym „śpiąca królewna", ale jak wiadomo, teraz odwrotu już nie było, a widok tego jak zaczyna poruszać dłońmi, niemało mnie przeraziło. Miotana sprzecznymi uczuciami, których strony mówiły mi, że mam uciekać, a drugie że mam zostać, wcale mi sprawy nie ułatwiały. Nie byłam w stanie oderwać od niej wzroku, jak nabierała ludzkich kolorów, których normalna lalka nie posiadała.
Wiedziałam, że to kwestia już tylko sekund, nim kompletnie się przebudzi, więc nie miałam nawet czasu na ucieczkę, a trumna z nią praktycznie uniemożliwiała mi ją swoim położeniem. Serce powoli zaczynało podchodzić mi do gardła, bijąc tak mocno, że prawie mi ono wyskoczyło z piersi. Nim się jednak obejrzałam, całą mną zawładnęła panika, bo tak naprawdę nie miałam pojęcia, jaką cholerę właśnie ze snu przebudziłam. Mogła być seryjnym mordercą, kimkolwiek, a ja tak od niechcenia, z powodu głupiego listu od ciotki, ją obudziłam.
Teraz jak wiadomo odwrotu już nie było, pozostało mi tylko czekać, aż się w pełni obudzi, najwyżej będę się darła wniebogłosy, wołając o pomoc rodziców i brata. Nic innego nie przychodziło mi w tym momencie do głowy, nawet to, że wydawała mi się znajoma, mogło być tylko dla mnie złudzeniem optycznym, czy jak to się zwało. Mój wzrok na nowo skupiłam na niej, chociaż przez mój umysł przelatywały najdziksze wizje, jakie tylko były one możliwe do realizacji. Ktoś z boku by powiedział, że przesadzam, ale nic na to poradzić nie mogłam
Z drugiej strony, jednak byłam w kompletnym szoku, bo jakby nie patrzeć, jeszcze chwilę temu, ta osoba, wyglądała, jak każda inna lalka znajdująca się w moim pokoju. A w kilka sekund po tymże pocałunku zaczęła zmieniać się w żywą istotę, ale nie była ona zombie, ani nic w tym deseniu. Gdyby ktoś nie wiedział, że jest Żywą Lalką, zapewne wziąłby taką istotę za stu procentowego człowieka, co było jak dla mnie nieprawdopodobne, że nigdy wcześniej nie słyszałam o takich istota.
Westchnęłam cicho, zamierając w bezruchu, czekając na dalsze ruchy tejże istoty, która jak mniemałam, jak się dobrze przyjrzałam, nazywała się Shun Himekawa. Imię nic mi zupełnie z początku nie mówiło, ale nie wiedzieć czemu, było mi bardzo znajome, aż za bardzo, tylko nie wiedziałam, dlaczego. Nie mało na zawał zeszłam, kiedy powoli uniosła powieki, które jak już wspominałam wcześniej, były okraszone długimi rzęsami. Z pod, których ukazały się zielone tęczówki, odcieniu zielono-limonkowego, chociaż mogłam pod tym względem się mylić, z powodu kąta padającego obecnie światła z żarówek.
- Tylko się uspokój, nie rób pochopnych ruchów, bo wszystko możesz sknocić!
Powiedziałam do siebie, próbując przemówić sobie do rozsądku, bo jak wiadomo, pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Jeśli ona stwierdzi, że jestem niebezpieczna, z powodu mojego dziwnego zachowania, może mnie zaatakować w ramach obrony własnej. Dlatego najważniejsze w tym momencie było, niedopuszczenie, aby pomyślała inaczej. Zwłaszcza, że nie należałam do osób, które znęcały się i tak dalej. Jednak nie byłam w stanie od tak uspokoić mojego serca, które jeszcze bardziej waliło niż przedtem.

- Wszystko w porządku? - z rozmyślań, wyciągnął mnie melodyjny odcień głosu, w którym można było wyróżnić ton troski, połączonych z akompaniamentem ciepła dłoni..
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że te słowa były skierowane do mnie, a to ciepło, które poczułam na policzku w tym samym momencie, należało do jego dłoni. Tak, jego dłoni, teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że miałam do czynienia z mężczyzną, nie kobietą, jak sądziłam na samym początku. Jednak ten jego nagły, niespodziewany gest, spowodował, że na mojej twarzy pojawił się pąs, jakiego nigdy wcześniej nie doznałam. Wiedziałam, że jego reakcja była spowodowana moim odpłynięciem w chmury, co spowodowało chwilową petryfikację w jego oczach.
- T-tak, w-wszystko w-w porządku!? - wydukałam po chwili, nadal będąc oszołomioną, przez co lekko kontaktowałam.
- Na pewno? - spytał ponownie, jeszcze mocniej skupiając swój wzrok na mnie, co powodowało jeszcze mocniejszym biciem mojego serca, który zaraz również zabrał dłoń z mojego policzka.
- Na pewno! Po prostu twoja uroda mnie tak urzekła, że nie byłam w stanie niczego z siebie wydusić, a co dopiero zareagować - odparłam do niego, nadal czując ciepło w miejscu, skąd dopiero co zabrał swoją dłoń.






- 🌹 -
Pisanie tego rozdziału zeszło mi aż za długo, ale jak wiadomo, ten rozdział dla mnie był najtrudniejszy, jak na ten moment o.O Mam tylko cichą nadzieję, że go nie zepsułam ^.^

Różana Lalka | BOOK 1 | CH. 1O

ⒶⓁⒾⒸⒺ ⓅⓄⓋ;
Serce z każdą chwilą przyśpieszało swój dziki rytm, gdy usłyszałam ruch mechanizmu. Nie miałam pojęcia, czy to był dobry znak, czy też, czy zły, bo wcześniej nie otwierałam takowego, więc nie mogłam tego porównać, z niczym innym. Aż odskoczyłam do tyłu, kiedy z nagła wieko podniosło się nieco, z pod którego wydobyło się coś rodzaju dymu lub pary i zasyczało przeraźliwie. Minęło kilkanaście minut nim doszłam do siebie, po tym, co się stało. W liście nie było, ani jednej zmianki, o czymś takim, więc wzięło mnie to z czystego zaskoczenia.
- Co do cholery to miało być?!
Syknęłam dość głośno, chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy, a jak dotąd używałam szeptu, aby nie robić niepotrzebnego zamieszania. Jednak nic na to poradzić nie mogłam i kiedy para, czy też dym opadł, na nowo przysunęłam się, aby zdjąć z trumny wieko do końca. To co za chwilę ujrzałam, kiedy tego dokonałam, przeszło najśmielsze moje oczekiwania. Teraz to już kompletnie nie byłam pewna, czy to był człowiek, czy jednak, jak było w liście, żywa lalka. Tak mocno realistyczny był jej wygląd, który również powodował to, że nie byłam pewna, czy to mężczyzna, czy też kobieta.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, jak mocno jej się przyglądałam, nie wspominając, że nie byłam w stanie oprzeć się, aby nie dotknąć tychże aksamitnych w dotyku włosach w odcieniu głębokiej, niczym najpiękniejsza róża. Czułam się jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać od niej wzroku, a tym bardziej, nie mogąc oderwać od niej rąk. A mój wzrok w końcu zatrzymał się na tych cudownych ustach, które aż prosiły się o złożenie na nich pocałunku. Chociaż ona wydawała się na dość delikatną, biła od niej elegancja i majestatyczność.
- Boże, co ja wygaduję?! Czy ja właśnie zaczęłam piać arię pod jej adresem?
Mruknęłam po chwili, kiedy udało mi się otrząsnąć z transu w jakim obecnie się znajdowałam. Aż sama poczułam się, jakoś taka brzydka, w porównaniu z nią, ale z drugiej strony, nie byłam uprzedzona, ale myśl, że ponoć miała być w moim typie, jak czytałam wcześniej w liście, tego nie byłam pewna, czy była, czy też nie była. Coś jednak zaczynało mi kołatać, gdzieś z tyłu głowy, tak jakby wydawało mi się, że gdzieś już ją widziałam. Jednak nic więcej na tę chwilę nie przychodziło mi do głowy.
- Co sobie ciocia myślała, aby wysyłać mi kogoś takiego, może i była Żywą Lalką, ale nadal była kobietą, a mnie nie interesuje całowanie dziewczyn, cóż, widać innego wyjścia na tę chwilę nie mam, a nuż się mylę...
Dodałam po chwili, mając cichą nadzieję, że jednak się mylę i to nie była kobieta, co było mało prawdopodobne, bo nie ważne jakbym jej się przyglądała, na nią mi ona wyglądała. Westchnęłam cicho, zamykając na chwilę oczy, aby uspokoić moje nerwy. Nawet jeśli bym tego chciała, już odwrotu od tego nie było i pozostało mi jedynie jej obudzenie. Czas wlókł się niemiłosiernie, tak, jakby zupełnie on stał w miejscu, nie mając zamiaru, za żadne skarby świata drgnąć do przodu.
Odgarnęłam na nowo moje niesforne kosmyki i nachyliłam się nad nią, aby złożyć na jej ustach pocałunek. W tym momencie czułam się niczym „książę", budzący z długiego snu „śpiącą królewnę", chociaż w tym przypadku możliwie role były odwrócone. Kiedy moje usta dotknęły jej, zdałam sobie sprawę, jak bardzo były one miękkie, że aż trudno było uwierzyć, że to nie był stu procentowy człowiek. A najdziwniejsze w tym wszystkim było ciepło, które wypełniło mnie po brzegi, przedostało się poprzez moje usta, aby wypełnić tę, którą całowałam.
Chociaż tak naprawdę nie miałam pojęcia, co tak właściwie czułam, a tym bardziej, co to było. Lekko zażenowana tym, oderwałam niechętnie moje usta od niej, lekko opadając z sił, jakbym co najmniej, jakąś pracę fizyczną wykonała. Nie miałam pojęcia, że to było winą wykorzystania mojej mocy, która jak wiadomo była zapieczętowana, a co za tym idzie, nie mogłam z niej w pełni korzystać, tak jakbym chciała. Nim jednak zdążyłam złapać drugi oddech, ujrzałam jak ona zaczynała nieśmiało poruszać palcami u dłoni, co oznaczało, że zrobiłam tak, jak należało.




- 🌹 -
O BOŻE?! Wybaczcie, za ten opis, ale nie byłam w stanie oprzeć się, aby jego tak nie opisać o.O A tak a propo, to nie pomyliłam się pod względem tego, jak opisywałam go, jako "ją", bo Alice jak na razie nie jest w stanie okreslić tego, czy jest mężczyzną, czy kobietą, bez rozbierania go, z powodu jego androgynicznej urody o.O Do następnego rozdziału!

Różana Lalka | BOOK 1 | Ch. 09

ⒶⓁⒾⒸⒺ ⓅⓄⓋ;
Im bardziej zbliżałam się do tej trumny, tym bardziej nie było już dla mnie odwrotu, A w każdej chwili mogłam być zawołana na obiad, a nie miałam zamiaru tego przerywać. Z drugiej strony, zaczęłam się zastanawiać, co powiedzą moi rodzice, kiedy go zobaczą. Tego jednak sama nie byłam w stanie sobie wyobrazić, ale z tego co przeczytałam w liście, zapewne nie powinni być aż tak mocno zaskoczeni. Nie ważne jakbym chciała się uspokoić, moje niewdzięczne serce zaczynało mi z każdą chwilą, coraz mocniej walić w piersi.
Nie miałam bladego pojęcia, co ujrzę, jak tę trumnę otworzę, bo to co przeczytałam, zbytnio nie dało mi zarysu tego jak on wygląda. Zważywszy, że nadal nie pamiętałam niczego sprzed ponad ośmiu może lat. Mógł wyglądać jak każdy inny, nic kompletnie nie przychodziło mi do głowy. Czułam w sobie kompletną pustkę, a teraz na mojej głowie spoczywała sprawa tego, co sądziłam za niedorzeczne. Zamknęłam ponownie oczy i nabrałam powietrza w płuca, kiedy już znalazłam się przy trumnie.
Teraz tylko pozostało mi zrobić, tak, jak było napisane w liście i zdjąć ochronę, której, jak sądziłam, nadal nie widziałam. Obejrzałam dookoła, ale nadal niczego znaleźć nie mogłam. Zaczęłam zastanawiać się, czy w ogóle ona od samego początku była tam usytuowana. Z innej strony, gdyby była otwarta, to już to byłoby pewne, chociaż i tego pewna być nie mogłam. Zrezygnowana przysiadłam po turecku na podłodze, aby porządnie się zastanowić. Możliwe też było, że coś po prostu omijałam, innego wytłumaczenia na to nie widziałam.
- A przecież w liście tak prosto było napisane, to czemu teraz mam z tym problem?! Gdyby było inaczej, nie pisałaby tego tak prosto!
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że gdyby już ktoś inny ją otworzył, nie znając jej mechanizmu, byłaby to kompletnie widoczne. A tak wcale nie było, a co za tym idzie, trumna była nienaruszona, więc w takim razie, czemu nie mogłam tego znaleźć?! Na nowo zebrałam w sobie siły, przysuwając się na nowo do niej, biorąc przy tym jedną z leżących na podłodze poduszek, aby podłożyć sobie ją pod kolana. Wtedy dopiero na nowo postanowiłam przyjrzeć się jej, aby móc ją, w końcu otworzyć.
Postanowiłam skupić się na wyrzeźbionej róże, o której wspominała, bo to właśnie ona, była kluczem do jej otwarcia. Ostrożnie wodziłam dłonią po niej, poszukując czegoś, co mogłoby podchodzić pod kategorię zabezpieczenia, przed nieumyślnym jej otwarciem. Wychodziło na to, że musiało to być, bardzo dobrze ukryte, aby nikt niepowołany jej nie był w stanie otworzyć. Ręce z każdą chwilą, coraz bardziej mi się trzęsły, uniemożliwiając spokojnie sprawdzanie. Nie ważne, jakbym do siebie mówiła, abym się uspokoiła, to tym bardziej się jeszcze bardziej stresowałam.
Co moim zdaniem było już dosadnie niedorzeczne, bo przecież jej zawartość nie miała za zadanie mnie zabić, tylko chronić. Pokręciłam tylko głową, aby odrzucić od siebie mroczne myśli, które zaczynały do niej napływać. A atmosfera w moim pokoju zaczynała się, nie wiedzieć czemu, zagęszczać. Jakby wszystko co się w nim znajdowało, zaparło dech w piersiach, oczekując na otwarcie tejże trumny. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak mocno te słowa były niedorzeczne, ale teraz już niczego nie mogłam być pewna.
Moje blond kosmyki na nowo spłynęły mi na twarz, uniemożliwiając dalsze przeszukiwania. Musiałam na nowo je założyć za ucho, abym mogła cokolwiek więcej widzieć. W końcu po dłuższych oględzinach, znalazłam to, czego od dłużej chwili szukałam, a co za tym idzie, ostrożnie zdjęłam zabezpieczenie z róży, co nie było łatwe, jak się mi z początku wydawało. Musiałam uważać, aby nie naruszyć róży, inaczej nawet jeśli bym to zdjęła, otworzyć tej trumny, nie byłabym w stanie, gdyby mechanizm byłby uszkodzony.
Teraz już na sto procent odwrotu nie było, chociaż na sekundę zawahałam się, nim moja dłoń na nowo spoczęła na misternie wyrzeźbionej i pomalowanej róży, która pod sobą kryła tego, którego za chwilę miałam po tylu latach na nowo ujrzeć. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale jednego byłam pewna, jeśli już byłam pewna, że go obudzę, to nie mogłam teraz zmienić co do tego zdania. Każdym bądź razie, kolejnymi problemami z tym związanymi, będę zajmowała się później, bo teraz zajmowanie się nimi, nic mi nie da, tego byłam pewna.
- Raz kozie śmierć!
A po tychże wypowiedzianych pod nosem słowach, nacisnęłam różę, modląc się w duchu, czy dobrze robię, bo nie byłam co do tego w stu procentach pewna.






- 🌹 -
Zdaję sobie sprawę, że więcej tutaj opisówki niż dialogu, ale i tak już było dziwne, że bohaterka sama do siebie gada, więc zminimalizowałam, to do minimum! Obiecałam, że to w tym rozdziale pojawi się ten, o którym pisałam, ale wyszło jak wyszło i dopiero w kolejnym to się stanie! Mam nadzieję, że was tym rozdziałem nie zanudziłam?

Różana Lalka | BOOK 1 | CH. 08

ⒶⓁⒾⒸⒺ ⓅⓄⓋ;
Ręce na nowo zaczynały mi się straszliwie pocić, jakbym co najmniej rozbrajała jakąś bombę, a nie czytała normalny list, co już mogło być jak dla mnie podejrzane. Tym bardziej, że nadal nie zawołano mnie na obiad, jakby czas wlókł się o wiele wolniej niż normalnie miał w zwyczaju. Wiedziałam, że jeśli nie doczytam do końca tego listu, nie dowiem się, co mam zrobić z tym co już wcześniej wspominałam. Gdzieś w kościach czułam, że od momentu, kiedy to coś obudzę, moje życie jeszcze bardziej się pogmatwa, niż było jak dotąd pogmatwane.


„ [...]
Nie było to łatwą dla nas decyzją, ale innego wyboru jak wcześniej wspominałam, nie mieliśmy. Po prostu chcieliśmy cię chronić, przed tymi, którzy chcieliby cię wykorzystać do własnych celów, a fakt, że byłaś wówczas bardzo małym dzieckiem, jeszcze bardziej mogło ich do tego skłonić. Na szczęście udało nam się to w porę ukryć, ale i tak nie byliśmy pewni, na jak długo się to uda. Najgorsze moje przeczucie, niedawno się sprawdziło. A zwłaszcza odzyskanie tego, który był kluczem do odzyskania twoich mocy. Jestem w stu procentach pewna, że ta kobieta o imieniu Miriam Allen, będzie chciała za wszelką cenę go odzyskać.
Właśnie u tejże kobiety, przez jakiś czas on przebywał i nie było mocy, aby ona go wolno puściła. Chociaż to ona praktycznie porwała go z mojego domu, oskarżając mnie o dziwne rzeczy, co potem okazało się czystym kłamstwem. Kobieta ta, była sadystką i morderczynią, która należała do tych, co sądzili, że Żywe Lalki, nie mają duszy. Ledwo udało mi się go odratować, a co dopiero wysłać go pod jej nosem do siebie. Jego imię brzmi Shun Himekawa, wiem, dość niecodzienne imię, nie mówiąc, że jest pierwszym, który dostał również i nazwisko.
Nie będę już Ciebie tymi wywodami zamęczała, bo reszta jest bezpieczna ukryta w mojej posiadłości i tylko osoba, która odziedziczyła to miejsce po mnie, będzie mogła je sprawnie odnaleźć. Na koniec, pewnie zastanawiasz się, jak zabrać się za otworzenie tej trumny, która nadal nie daje ci spokoju? To jest bardzo proste! Wystarczy, jak zdejmiesz ochronę na róży znajdującej się na wieku i ją naciśniesz, a wówczas trumna się otworzy! A potem to już wystarczy, że go pocałujesz, aby go obudzić, chociaż wiem, jak to brzmi, kiedy to czytasz.
Wiem również, że i to będzie dla ciebie dość trudne do wykonania, zważywszy, że może nigdy wcześniej nikogo nie całowałaś. Jednak innej opcji pod tym względem nie ma, więc to jedyny sposób, aby go obudzić. Mam nadzieję, że jego wygląd przypadnie ci dalej do gustu, chociaż obecnie nie mam bladego pojęcia, czy tak jednak będzie. A tak na sam koniec, list ulegnie zniszczeniu, aby nikt więcej nie był w stanie go poza tobą samą przeczytać.
W twoim sercu, ciocia Kathreen."


Teraz to jeszcze bardziej, nie miałam pojęcia, co mam o tym wszystkim myśleć, a po ostatnich słowach przeczytanych przeze mnie, wiedziałam, że nie będę mogła po raz kolejny go przeczytać. Mój wzrok, raz po raz padał to na trumnę to na moje ręce, w których właśnie pozostał sam popiół i nic więcej. Osunęłam się jeszcze bardziej na podłogę, spoglądając na sufit mojego pokoju. Miałam kompletny mętlik w głowie, z drugiej strony, kilka spraw się wyjaśniło, ale nie całkiem.
Teraz już byłam pewna, czemu moi rodzice przeprowadzili się do tego miasta, zostawiając za sobą swoje miasto rodzinne. Zrobili to, aby mnie chronić przed tymi, którzy może zaczęli podejrzewać jaką mam moc. Jednego byłam pewna, ta kobieta, o której wspominała ciocia w liście, z tego co się zorientowałam, nie odpuści, nim nie odzyska tego, który od samego początku nie należał do niej. A tego najbardziej się bałam, a jedynym sposobem, aby móc się przed nią uchronić, było obudzenie tego, który jak dotąd spał sobie w najlepsze.
- Czemu akurat to mnie musiało się to przytrafić?!
Mruknęłam pod nosem, podnosząc się z podłogi i kierując się w stronę trumny, po drodze czując zapach obiadu, który musiał już być prawie gotowy. Westchnęłam tylko, przyklękując przy niej, aby zdjąć ochronkę na wyrzeźbionej róży, którą dopiero co zauważyłam, której wcześniej nie widziałam. Nie miałam pojęcia, czy to co zaraz zrobię, będzie miało jakiś skutek, ale jeśli nie spróbuję, to się tego jednak nie dowiem. I tak już nie miałam innego wyboru, jak jego obudzenie, bo przecież nie będę go trzymała w tej formie w moim pokoju, tego byłam w stu procentach pewna!






- 🌹 -
No to za nami 8 rozdział do tego opowiadania, a co za tym idzie, już niedługo pojawi się ten, o którym marzycie! Miałam dopiero publikować koło Świąt, ale zmieniłam zdanie, więc niedługo oczekujcie kolejnych rozdziałów! Nie wiem tylko, czy odpowiada wam to, jak napisze dwa rozdziały i dopiero je opublikuję, czy tak jak zawsze po jednym jak napiszę? To od was znależy, jak będę publikowała kolejne rozdziały ^.^

środa, 8 stycznia 2020

Różana Lalka | BOOK 1 | Ch. 07

ALICE POV; 
Od tego całego myślenia, aż zaczęła boleć mnie głowa, ale wiedziałam, że jak już zaczęłam, nie mogłam przestać. Zwłaszcza, że nawet, jakbym odpuściła na ten moment czytanie tego listu, jutro mogłabym już go nie zobaczyć, bo mógł zostać on w jakiś sposób przechwycony. A to nie byłoby mi na rękę, a co za tym idzie, gdy go dokończę, będę zmuszona go ukryć tak, aby nikt nie upoważniony, nie miał do niego dostępu. Jednak i to nie było pewne, czy on i w tamtym miejscu byłby bezpieczny. 

Tyłek powoli zaczął mnie już boleć, więc postanowiłam zmienić pozycję, w jakiej obecnie się znajdowałam. A mój wzrok podświadomie ciągle biegł w kierunku tej „przesyłki”, nie mogąc zrozumieć, czemu ciocia wybrała tą formę jego dostarczenia, bo jeśli naprawdę był „żywą lalką”, to mógł jak normalny człowiek się zjawić prawda? Z każdą chwilą zaczynałam jednak sądzić, że to nie było takie proste, jak mi się obecnie wydawało i musiał być powód, dlatego tak, a nie inaczej został on dostarczony. 

Wychodziło na to, że gdyby został wysłany tak jak myślałam wcześniej, mógłby zostać, przez tych, co się ona ich obawiała przechwycony, a potem mogliby zrobić mu „pranie mózgu”, aby mnie zlikwidował. Dlatego został po cichu wysłany, niczym prezent do mnie, nie wspominając, że od momentu, jak się znalazłam w moim pokoju, czułam się jakoś nieswojo i coś w środku ciągle się gotowało. Tak, jakby nałożona była na niego specjalna blokada, aby nie mogli go za szybko wywąchać. 

Tylko to przychodziło mi na tę chwilę do głowy, podczas odgarniania z twarzy na bok, moje niesforne kosmyki. Ponownie spojrzałam w kierunku okna, aby chociaż na sekundę oderwać się od jakichkolwiek myśli. A to dlatego, że pochłonęłam za dużo informacji i mój mózg już po prostu nie wyrabiał. Z drugiej strony, musiałam coś zrobić z tym wielkim pakunkiem, bo w nocy zęby sobie o niego wybiję, a tego jeszcze mi brakowało, abym sobie coś paskudnego zrobiła. 

— W takim razie co mam z tym fantem zrobić? Czy moi rodzice wiedzą, co się znajduje w tej trumnie? 

Mruknęłam po chwili pod nosem, zabierając się dalej za czytanie, bo jak na razie nie słyszałam, aby był jakiś ruch na korytarzu, a co za tym idzie, jeszcze nie była to pora obiadowa. Jakoś nie miałam ochoty czytać go dalej, ale z drugiej strony, jak już zaczęłam go czytać, to tym bardziej powinnam go dokończyć, nie ważne co się w nim dalej znajdowało. Po tym co już zdążyłam przeczytać, byłam pewna, że już nic nie zdziwi jak zawartość tego listu. 

— Zamiast dywagować, powinnam skupić się na dalszym czytaniu! 

Zaraz też ponownie sięgnęłam po list, który już ze dwa razy zdążyłam odłożyć, aby na nowo zanurzyć się w jego zawartości. Może dzięki temu będę mogła rozwikłać sposób, aby je otworzyć, nie wspominając o tym, jak niby miałabym tego „śpiącego królewicza”, obudzić. Nic kompletnie nie przychodziło mi do głowy, dlatego jedynym ratunkiem było doczytanie listu do samiusieńkiego końca. Tylko nie wiedzieć czemu, wydawało mi się, że te kartki zaczynały się dublować i było ich o wiele więcej, niż jak na samym początku policzyłam. 

Może to tylko było moje własne przewidzenie i wcale ich ilość się nie powiększała, zamiast tego litery w nich tak jakby przesuwały do góry, po tym, jak dany akapit przeczytałam, a przecież to było niedorzeczne, rozumiem, gdyby to było na komputerze i programie do pisania, ale na zwykłej, normalnej kartce? Tego już rozwikłać na ten moment nie mogłam. Byłam w stu procentach pewna, że moja przyjaciółka Liliana, za żadne skarby nie byłabym mi w stanie uwierzyć, gdybym jej o tym, co się teraz dowiaduję powiedziała. 

Nikt w sumie pewnie by mi nie uwierzył, bo sama ledwo w to wierzę, a co dopiero ktoś inny. Z początku podejrzewałam, że to był debilny żart mojego starszego brata, ale i to wydawało się niedorzeczne i bezpodstawne. A co za tym idzie, pozostało mi jedynie uwierzyć w to i ruszyć dalej, co i tak jak dla mnie nie było łatwe do wykonania. Jak do tej pory tylko niewiele się z niego dowiedziałam, ale podejrzewałam, że nie mogłam nic bardziej szczegółowego napisać, bo nie mogła być pewna, w jakie on trafi ręce. 

Powoli zaczynałam poznawać prawdę nie tylko o sobie samej, ale i o mojej całej rodzinie, o które moi kochani rodzice, tak szczątkowo opowiadali. Tak, jakby się czegoś bali albo nie chcieli mnie wplątywać w problemy, które jeszcze mnie dotyczyły, bo byłam za mała. Chcieli zapewne, odciąć się od nich, ale im to jak widać nie wyszło, bo gdyby było inaczej, teraz nie czytałabym tego dziwnego listu. Wydobywając z siebie żałosny jęk, którego aż sama się nieco wystraszyłam, że potrafię takowy z siebie wydobyć, wypowiadając te dość prorocze słowa: 

— Ciekawe co jeszcze mnie czeka?

wtorek, 7 stycznia 2020

Różana Lalka | BOOK 1 | Ch. 06

ALICE POV;
„[…]

Dzięki temu będziesz mogła mieć spokój na jakiś czas, ale i on niedługo się skończy. Nie jestem już w stanie chronić cię, tak jak do tej pory robiłam, dlatego nie mam innego wyboru jak powiedzieć ci prawdę, o tym co się stało ponad dziesięć lat temu, przez co byłam ja i twoi rodzice zmuszeni do czegoś, czego do tej pory żałuję, że się na to zgodziłam. Jednak wszystko po kolei, aby było łatwiej i przejrzyściej, niż jak już miałam zamiar zrobić, czyli chaotycznie. 

Tak naprawdę nie urodziłaś się w tym mieście, w którym obecnie mieszkasz, ale w małym miasteczku, prawie już zapomnianym przez innych, o nazwie Moonhall. Gdzie miał swój początek ród o nazwisku Walker, który od pokoleń zajmował się naprawianiem, albo jak w naszym wypadku uzdrawianiem ich. Nie wspominając, że istoty nadprzyrodzone, które jak dotąd ludzie uznawali za wybryki ich wygłodniałej wyobraźni pragnącej odskoczni, od monotonnego, szarego życia, jakie mieli na co dzień, nagle znikąd dały o sobie znać. 

Rody, które się tym zajmowały, nie były liczne, ale i one były obiektem kpin i szyderstw, do czasu pojawienia się Żywych Lalek. Wówczas zaczęliśmy być zupełnie inaczej postrzegani niż dotychczas. A co za tym idzie, z czasem posiadanie lokaja, pokojówki, ochroniarza tego typu, stało się codziennością. Wiele takich istot można było spotkać w pracowniach, jak i w sklepach które się normalnie odwiedzało. Jednak nie wszystko było takie łatwe, jak się ludziom z początku wydawało, bo nie każdy, tak od ręki mógł je sobie je zatrudnić.

Wiem, że brzmi to dość absurdalnie i kręcisz w tym momencie głową na znak niedowierzania, ale taka właśnie była prawda. A przechodząc pod tym względem dalej, te o oto stworzenia, o których teraz w moim liście czytasz, szukały swoich bratnich dusz, którym były one przeznaczone, jak ten, który spoczywa, tak jak ten, który spoczywa u twoich stóp. Oczywiście, nie wszystkim się ten fakt podobał, dlatego też porywali je, aby je potem sprzedać na czarnym rynku, za odpowiednią cenę, każdemu, kto da więcej.

Tylko dlatego, że w ich mniemaniu, były one bezmyślnymi kreaturami, które nie czuły i nie były zdolne myśleć. Dlatego z czasem ludzie w końcu utworzyli odpowiednie służby, które zajmowały się ich ochroną i ukracaniem tego nielegalnego procederu. Do ich zadań również należało zajmowanie się ich ratowaniem z rąk nieodpowiednich ludzi i szukanie im tych, którym były pisane. Wszystko jednak skomplikowało się, kiedy jakieś czternaście lat temu, kiedy w naszej rodzinie przyszła długo oczekiwana córka, którą jesteś właśnie ty.

Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jaką potężną mocą władałaś, aż do pamiętnych szóstych urodzin, które mocno zapisały się na kartach naszej rodziny. A co za tym idzie, po dłuższej namowie zdecydowaliśmy się zapieczętować te wspomnienia i moc, jaką posiadasz, abyś mogła spędzić resztę swojego życia bez żadnego stresu. Jednak to pozwoliło ci dzięki temu na spędzenie ponad ośmiu lat jako zwykła dziewczynka jak każda inna.

[…]”


W tym momencie zrobiłam przerwę w czytaniu tegoż listu, aby móc pozbierać to, co do tej pory przeczytałam. Prawdę mówiąc, nic z niego kompletnie nie rozumiałam i wychodziło na to, że będę zmuszona wypytać jeszcze bardziej moich rodziców, co mi nie było na rękę. Poza tym, ciekawa byłam, kiedy mieli zamiar powiedzieć mi o tym prawdę, bo jak do tej chwili na to się nie zanosiło. Coś we mnie zaczęło mi podpowiadać, że teraz nie będą mieli innego wyjścia, jak powiedzieć mi całą prawdę, bo z tego co się do tej chwili dowiedziałam, nie jestem już w pełni bezpieczna, jak sądziłam.

Gdyby było inaczej, ciocia Kathreen nie wysyłała by tych dwóch listów do nas, aby nas uprzedzić, a tym bardziej, nie mogłam jak na razie pojąć, co ma do tego ta „trumna”, ale pewnie jeszcze do niej nie dotarłam podczas czytania listu, chociaż już nieco miałam pojęcie, co się w niej znajduje. Jednak nadal nie byłam pewna, czy to była prawda, czy też czynie. Miałam co do tego mieszane uczucia, nie wspominając, że nie rozumiałam czemu musieli zrobić to, o czym przeczytałam. 

Widać musieli mieć do tego ważny powód, bo inaczej by tego nie zrobili. Z każdą poznaną informacją, miałam więcej pytań, aniżeli odpowiedzi na nie, co jeszcze bardziej mnie dobijało. A tym bardziej, kto w takim razie na mnie czyhał? Na to pytanie, jak na razie nie znałam odpowiedzi, ale czułam, że z czasem i ona się pojawi, jak poznam więcej faktów i informacji na ten temat. Kiedy już byłam pewna, co mam zrobić dalej, a na pewno doczytać list do końca, ale czułam, że nie na wszystko w nim znajdę odpowiedź.

Różana Lalka | BOOK 1 | Ch. 05

ALICE POV; 
A co za tym idzie, teraz mogłam spodziewać się już kompletnie wszystkiego, ale kto przy zdrowych zmysłach wysyłałby komuś skrzynię przypominającą trumnę? Nie wspominając, że nadal nie miałam pojęcia co się w niej znajduje, bo za żadne skarby nie chciałam jej jak na razie otwierać. Dlatego też zaczęłam się modlić, aby mama zawołała mnie na obiad, abym chociaż na chwilę nie musiała się na tą wielgachną trumnę patrzyć. Zwłaszcza, że miała może około może dwa metry wysokości, a o szerokości to jednak nie byłam w stanie ocenić. 

Im bardziej się mu przyglądałam, tym bardziej wydawał mi się on znajomy, do momentu, kiedy moje spojrzenie padło na stare pudełko po jednej z lalek. Wówczas serce ponownie mocniej mi zabiło, bo zrozumiałam, jak mocno się myliłam, nazywając to „trumną”, którą wcale nie było! Każdy, kto nie miał styczności z lalkami typu BJD, które w większości przypadków miały dość specyficzne opakowanie, w których przychodziły, mógł pomyśleć, że to trumna. 

A tym bardziej, kiedy by zobaczył tego typu pudełko w takich wymiarach, jak to, które leżało przede mną. Zdawałam sobie sprawę, że to tylko było zwyczajne porównanie, bo jeśli dobrze podejrzewałam, znajdowała się w nim istota, która łamała prawa życia na tej planecie. Westchnęłam ponownie, dziękując Bogu, że jednak udało mi się zachować spokój, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że ktoś inny inaczej by pewnie zareagował, na coś takiego. 

— Ufff… Dobrze, że utrzymałam nerwy na wodzy, bo nawet nie chcę wiedzieć co bym zrobiła, gdyby było inaczej… 

Mruknęłam do siebie, spoglądając przez chwilę w stronę okna, nim zabrałam się ponownie za list, za który jak do tej pory nie byłam w stanie się zebrać, aby przeczytać. A to dlatego, że w każdej chwili, mama, ojciec lub brat, mogli mnie zawołać na obiad, a co za tym idzie, musiałabym poczekać z jego czytaniem do czasu jego zjedzenia. Ręce nieco mi się trzęsły i bałam się, że jeszcze podrę ten cały list, a wówczas w ogóle nie byłabym w stanie go przeczytać. 

— Po tym co widzę na własne oczy, to boję się co zastanę w liście… 

Dodałam po chwili, podczas ostrożnego otwierania listu, co nie było łatwym zadaniem, z powodu zabezpieczeń jakie posiadał. Pierwszy raz takowe widziałam, więc nie bardzo miałam pojęcie, jak niby miałabym go otworzyć. Czułam się jak w jakimś tandetnym programie z ukrytą kamerą, ale coś mi podpowiadało, że jednak była to prawda. Im bardziej zbliżałam się do otwarcia, tym serce mocniej zaczynało mi bić. Najgorsza z tego wszystkiego była sama niewiedza, a nie jego zawartość. 

Kiedy w końcu udało mi się go bezpiecznie go tworzyć, a kopertę odłożyć obok siebie, wówczas zdałam sobie z tego sprawę, że nie było jednej kartki, ale były w nim aż trzy. Co było dziwne jak dla mnie, bo nie wyglądał na takiego, aby pomieścił ich aż tyle. Westchnęłam tylko ponownie cicho, zabierając się za jego czytanie. Tylko jego przeczytanie, dzieliło mnie od rozwiązania pierwszej z zagadek, a która leżała sobie przede mną w postaci trumny. 

— Ugh… Przecież cię ten list nie zje, to czemu się go boisz? 

Spytałam samą siebie po chwili, kiedy bałam się otworzyć kartki, bo były złożone na pół, aby mieściły się w kopercie. Tak, jakby nie wiadomo co tam znalazła, a przecież jeszcze nie zdążyłam go zacząć czytać. Nie znosiłam tej części siebie, ale nic na to poradzić nie mogłam. Fakt, może próbowałam się tego pozbyć, ale jakoś mi to widocznie nie wychodziło. W końcu jednak przełamałam się i zaczęłam czytać pierwszą linijkę, a potem to już poszło kompletnie z górki. 

„Droga Alice, 

Kiedy to czytasz, zapewne już nie ma mnie na tym świecie, a co za tym idzie, ten o którym mam ci zaraz również powiedzieć, również już został do ciebie dostarczony. Zdaję sobie sprawę, jak to dziwnie brzmi, zważywszy, że kiedy to piszę to nadal jestem żywa, ale nie miałam innego wyboru, bo nikomu nie byłam w stanie zaufać, aby się tego podjął. A co za tym idzie, jeśli ten list i przesyłka dotarła, to znaczy, że wszystko poszło, jak trzeba i ci, których się obawiałam, nie zdążyli tego, że go wysłałam, zwąchać. 

[…]”

Różana Lalka | BOOK 1 | Ch. 04

ALICE POV; 
Wszystko jeszcze byłoby do przetrawienia, gdybym wiedziała, co znajduje się w moim pokoju, a tego jak na razie nie wiedziałam, a bałam się tam wchodzić. Dlatego dalej stałam pod drzwiami do mojego własnego pokoju, zastanawiając się niczym jak Hamlet, czy mam wejść do środka, czy jednak nie wejść. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak mocno idiotycznego to było, nie wspominając, że serce z każdą chwilą coraz bardziej mi w piersi waliło i tylko modliłam się, aby mi z niego nie wyskoczyło. 

Przełknęłam głośno ślinę i drżącą dłoń skierowałam w stronę klamki, aby otworzyć drzwi. Im bardziej zbliżała się moja dłoń do niej, tym bardziej, ją od niej zabierałam. Nie miałam pojęcia, ile czasu tak stałam i odprawiałam ten dziwny taniec, aż w końcu nabrałam powietrza w płuca i tuż po tym jak policzyłam do dziesięciu, wypuściłam z nich je. Wtedy też po raz ostatni sięgnęłam w kierunku klamki, dziękując Bogu, że tej jazdy nie widział mój starszy brat, który miałby niezły ze mnie ubaw. 

— Raz kozie śmierć! 

Mruknęłam do siebie, z rozmachem otwierając drzwi do mojego pokoju, jakby były zrobione z czegoś ciężkiego, a nie lekkiego. Tak, jakby to one właśnie toczyły wojnę ze mną, że nie chciały mnie wpuścić do środka, tylko że tak naprawdę to ja umierałam pod nimi ze strachu, a nie one jakby nie patrzeć. A teraz już odwrotu nie było i musiałam wejść do środka, niczym jak do wilczej jaskini. Każdy normalnie w tym momencie by się paskudnie zaśmiał z tego porównania jakiego teraz użyłam, ale nie w moim przypadku. 

— Czyżby się moi rodzice mylili, mówiąc, że coś zostało wniesione do mojego pokoju? 

Powiedziałam tuż po tym, jak omiotłam spojrzeniem cały pokój, ale niczego dziwnego nie zauważyłam. Możliwe też, że się pomylili zanieśli to coś do pokoju mojego brata, ale za żadne skarby nie chciałam się go pytać, czy tak właśnie było. Oddychając z ulgą, ruszyłam w kierunku mojego łóżka, aby położyć mój plecak na nim, jak i list, który od rodziców dostałam. Ledwo co moja noga przekroczyła próg pokoju, poczułam jak moja stopa uderza z całym impetem w coś twardego, ale co było dalej, tego już w stanie określić nie mogłam. 



— A!!! 

Tylko tyle udało mi się wydobyć z siebie, podczas potwornego turlania się, które zakończyłam przy moim łóżku, kończąc z nogami do góry, a głową do dołu, robiąc przy tym nie małego rabanu. Plecak i list wypadły mi w tym czasie z rąk i zostały tam, gdzie przed chwilą jeszcze stałam. Minęło parę minut, nim przestało mi się kręcić w głowie, bo to był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy się w ten sposób turlałam. Chociaż jakby nie patrzeć, nie było ono zamierzone, więc wyniku jego, nie byłam w stanie przewidzieć. 

— Co do jasnej cholery to było?! 

Mruknęłam po chwili, szczęśliwa będąc, że nic sobie nie zrobiłam, co było jak dla mnie plusem, do czasu, gdy poczułam ból w prawej stopie, którą jak teraz sądziłam, musiałam o coś zahaczyć. Wówczas mój wzrok padł na wielgachne pudło, którego wcześniej nie zauważyłam, bo było postawione tak, aby można było spokojnie otworzyć drzwi. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie patrzyłby we własnym pokoju pod nogi, więc nic dziwnego, że nie go nie zauważyłam. 

Tuż po tym jak pozbierałam się z podłogi, ponownie ruszyłam w kierunku drzwi, ale zatrzymałam się przy tym czymś, przez co prawie nie tylko złamałam sobie stopę, ale prawie nabiłam sobie do kompletu guza. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy uzmysłowiłam sobie, że ono przypomina bardziej trumnę, niż pudło, jak się teraz lepiej przyjrzałam. Uklękłam przy nim, przyglądając się lepiej zdobieniu, które aż bardzo nie pasowało do formy tego, co widziałam przed sobą. 

Teraz dopiero zrozumiałam, czemu moi rodzice i brat uprzedzali mnie, że to co znajdę może mnie sporo przerazić. Tak czy inaczej, sięgnęłam po mój plecak i list po drodze zamykając drzwi od mojego pokoju, które do tej pory stały otworem, bo nie zdążyłam ich zamknąć, z powodu tego co się stało i wróciłam do tej skrzyni. Kompletnie skonfundowana, nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć, ale coś we mnie podpowiadało mi, że to musiała być sprawka tej całej ciotki Kathreen, o której również mi rodzice wspominali. 

— No to się porobiło, nie powiem?!

Fairy Cat | ONE-SHOT

❝ Z FAKTU ZAMIESZCZONYCH SCEN NIE POLECAM CZYTANIA TEGO ONESHOTA, DLA OSÓB PONIŻEJ OSIEMNASTEGO ROKU ŻYCIA! ❞

Wreszcie nadeszła dla Wendy Tsukiyama noc, kiedy nie będzie musiała następnego dnia zrywać się prawie o świcie, aby przygotować się na zajęcia, W końcu mogła się porządnie wyspać, po tym, wszystkim, co się parę dni temu wydarzyło, co nadal było dla niej kompletną zagadką. Jednak jej błogi sen nie trwał nazbyt długo, z pewnego niedorzecznego powodu, którego nie była w stanie jeszcze rozwikłać. Chociaż z początku sądziła, że tylko jej się zdawało, że tuliła się do czegoś ciepłego, oddychającego i twardego zarazem, co raczej nie podchodziło pod gatunek jej pluszowego misia, z którym, od kiedy pamiętała się nie rozstawała.

Tym bardziej, że jej własny pluszowy miś, raczej by jej nie obejmował, bo to było niewykonalne, więc musiało to być coś zupełnie innego. Na pewno nie była to jej współlokatorka, z którą dzieliła pokój, bo Amanda pojechała na weekend w odwiedziny do swojej rodziny. A co za tym idzie, nie mogła być to ona we własnej osobie. W takim razie, jeśli nie była to ona, to któż inny mógł to teraz robić? Na pewno nie słodki wróżkowy kotek, który od paru dni był jej kompanem, tego była pewna, chociaż słyszała, że takie przypadki się trafiały, ale nie tak często.

Mało, kto o nich słyszał, więc tym bardziej było mało prawdopodobne, aby ten, którego wtedy uratowała, miał taką zdolność, bo gdyby go miał, to pewnie już, by o tym wiedziała. Dlatego Wendy sądziła, że jej kochany mózg płata jej figle, ale z każdy momentem, kiedy jej dłoń odkrywała dalszą część tego, co jej się wydawało snem, coraz bardziej ją niepokoiło. W dotyku lekko przypominało futerko kota, ale nim nie było, w takim razie, czym to było? Jednak nadal nie miała zamiaru otworzyć oczu, bo przypuszczała, że jeśli to zrobi, widok, który zastanie wcale jej się nie spodoba.

— Mmmm... Chcę jeszcze, nie przestawaj... — do czasu, gdy do jej uszu dotarł męski głos, który niemało ją wystraszył i to nie na żarty.

Do momentu, kiedy zdała sobie sprawę, że należał on do jej słodkiego kotka, chociaż wydawał się on nieco głębszy w tonie. Nie wspominając, że dalej słyszała jak mruczy z zadowolenia, kiedy jej dłoń badała jego nieco umięśnione ciało, aż do momentu, kiedy jej dłoń dotknęła czegoś, czego wolała jednak jak na razie nie dotykać. A tym bardziej jej umysł nie był stanie przetrawić nazwy tego czegoś, co właśnie dotykała. Serce zaczynało walić jej jak oszalałe i cieszyła się w głębi siebie mocno, że jej współlokatorki nie było w pokoju, bo już dawno pewnie narobiłaby rabanu.

Chcąc nie chcąc, sam dotyk jej nie wystarczał, musiała w końcu otworzyć oczy, aby przekonać się, czy jej zmysły nie płatały jej figla. Nie wiedzieć, czemu, jednak nie chciała ich za żadne skarby otworzyć, bo była pewna, że wówczas z jej ust wydobędzie się pisk, którego wolała jednak nie wydawać. Przez jej wewnętrzną walkę z sobą samą, podświadomie palce skrupulatnie badały, co powodowało u niej coraz większą konsternację, bo się tego po samej sobie nie spodziewała.

— Proszę, tylko nie tutaj! To za bardzo jest stymulujące i nie będę wstanie się opanować! Nie miałem pojęcia, że jesteś taka niewyżyta! — odezwał się ponownie, a ona poczuła coś, co wolała jednak nie poczuć, co dawało jej do zrozumienia, że jest w paskudnym położeniu.

Nic, więc dziwnego, że raptownie otworzyła oczy, co tylko jeszcze bardziej wprawiło ją w popłoch. A to, dlatego, że jej dłoń, którą szybko zabrała obmacywała nagiego chłopaka, o złotych oczach, okraszonych dłuższymi rzęsami o kolorze takim samym jak brwi i długie włosy, czyli różowym, nie wspominając o jasnej karnacji, kocich uszach i ogonie. W panice przeturlała się na drugą stronę łóżka, lądując z piskiem na podłodze. Przez sekundę sądziła, że musiała porządnie oberwać, bo za żadne skarby nie przypominała sobie, aby z jakimś chłopakiem szła do łóżka.

Spojrzała się na siebie i ujrzała, że była w pełni ubrana w swoją różową piżamkę w kotki. Na ten widok odetchnęła z ulgą, ale zaraz jej wzrok padł na twarz, która jej się dość uporczywie przyglądała, a należała, do tego chłopaka, który nie bardzo wiedział, co ma myśleć na temat jej zachowania. Nie odezwał się ani jednym słowem, ale po ruchach uszu i ogona, mogła wywnioskować, że porządnie go zaskoczyła jej reakcja na jego widok. Tak jakby pierwszy raz go na oczy widziała, ale po jego minie mogła jeszcze domyślić się, że nie był to ich pierwszy raz, kiedy się spotkali.

— K-K-Kim, t-ty jesteś i co robisz w moim pokoju, w moim łóżku, kompletnie nagi?! — pisnęła po chwili, spoglądając się na nieco z nieukrywanym przez nią strachem, nadal nie mając zamiaru ruszyć się z pod ściany.

— Ty na serio mnie nie pamiętasz?! Nie wierzę?! W takim razie, kto cię parę dni temu uratował tuż po tym, jak te twoje „niby" koleżanki zostawiły cię podczas zwiedzania Magicznej Strefy? — spytał po chwili, kompletnie nie mogąc uwierzyć własnym uszom, co właśnie ode niej usłyszał.

— Z tego, co pamiętam, to uratował mnie różowy kot, a ty raczej nie wyglądasz mi na małego, słodkiego kotka, nie ważne, z której strony bym patrzyła?! Co nie znaczy, że nadal mi nie wyjaśniłeś, skąd się tutaj wziąłeś! — odparła na jego słowa, nadal nie mając zamiaru uwierzyć w żadne wypowiedziane przez niego słowo, po chwili siadając po turecku na jej łóżku i nie spuszczając z niej ani chwili oczu.

— Pod tym względem się zgodzę, ale nie całkowicie, rzeczywiście uratowałem cię w postaci kota, ale to, co widzisz obecnie, to moja aktualna i normalna forma. Moja rasa potrafi przybierać trzy formy, ludzką, pół ludzką i w pełni zwierzęcą, gdzie pół ludzka to nasza oryginalna forma. Z powodu, że wasza rasa, jeszcze do jakiegoś czasu nas prześladowała i tak dalej musieliśmy wypracować nową formę przetrwania. Wtedy, gdy cię zaatakowano, byłem w tej formie, ale nim nadeszła pomoc, oberwałem i użyłem za dużo many, stąd przybrałem kocią formę, aby móc się szybciej zregenerować — rzekł po chwili, czując, że jej wspomnienia są nie kompletne, ale wcale nie był na nią zły z tego błahego powodu.

Po tych słowach, co właśnie usłyszała z jego usta, kompletnie ją zamurowało, ale to właśnie dzięki nim, część pytań, na które znała odpowiedzi, właśnie je znalazła. Wszystkie części tej dziwnej układanki wracały na swoje miejsce i ponownie spaliła raka, zdając sobie sprawę z tego, co wyrabiała przez ostatnie parę dni. Chociaż nikt nie przypuszczał, że jej kompanem będzie kotołak, tego była pewna. Już widziała miny tych debilek, jak go zobaczą, co na samo wyobrażenie zrobiło jej się słabo.

— To w takim razie, czemu mi nie powiedziałeś, że to nie jest twoja prawdziwa forma, ty cholerny zboczony futrzaku?! — warknęła po chwili, tuż po tym, jak przerażenie zamieniło się w złość i złapała go za różowe kudły.

— Aua! Myślałem, że się zorientowałaś, bo przemieniłem się przed twoim nosem! To nie moja wina, że byłaś taka nieogarnięta! — syknął, próbując się wyswobodzić z jej uścisku, ale bezskutecznie.

Nie miała zamiaru puścić mu tego płazem, że zrobił z niej taką idiotkę i widział to, czego nie powinien zobaczyć. Chociaż jak teraz o tym pomyślała, byli już w sumie kwita, bo teraz to ona jego nago widziała, nie wspominając, że się do niego dobrała, ale to było niezamierzone. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że drzwi do jej pokoju otworzyły się i stanęła w nich Amanda, która na ten widok, aż wypuściła walizkę z rąk. Jeszcze jakiś czas temu mogłaby wyjaśnić tę sytuację, ale teraz, gdy praktycznie siedziała okrakiem na nim, tego już nie mogła zrobić.

— Wybacz, że wam przeszkodziłam, jak skończycie, dajcie znać! — rzekła niczym robot i odwróciła się na pięcie i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi.

— ZABIJĘ, PRZYSIĘGAM ZABIJĘ!! — tylko tyle udało jej się wydusić z siebie, nim w pełni eksplodowała, bo teraz za żadne skarby jej współlokatorka nie będzie miała zamiaru uwierzyć, że to, co zobaczyła przed chwilą, to nie tak jak jej się zdawało.

To był już jej koniec, jej marny koniec, przez tego durnego futrzaka o słodkim imieniu Tamae!
Copyright © D.R.Tales , Blogger