ⒶⓁⒾⒸⒺ ⓅⓄⓋ;
Im bardziej zbliżałam się do tej trumny, tym bardziej nie było już dla mnie odwrotu, A w każdej chwili mogłam być zawołana na obiad, a nie miałam zamiaru tego przerywać. Z drugiej strony, zaczęłam się zastanawiać, co powiedzą moi rodzice, kiedy go zobaczą. Tego jednak sama nie byłam w stanie sobie wyobrazić, ale z tego co przeczytałam w liście, zapewne nie powinni być aż tak mocno zaskoczeni. Nie ważne jakbym chciała się uspokoić, moje niewdzięczne serce zaczynało mi z każdą chwilą, coraz mocniej walić w piersi.
Nie miałam bladego pojęcia, co ujrzę, jak tę trumnę otworzę, bo to co przeczytałam, zbytnio nie dało mi zarysu tego jak on wygląda. Zważywszy, że nadal nie pamiętałam niczego sprzed ponad ośmiu może lat. Mógł wyglądać jak każdy inny, nic kompletnie nie przychodziło mi do głowy. Czułam w sobie kompletną pustkę, a teraz na mojej głowie spoczywała sprawa tego, co sądziłam za niedorzeczne. Zamknęłam ponownie oczy i nabrałam powietrza w płuca, kiedy już znalazłam się przy trumnie.
Teraz tylko pozostało mi zrobić, tak, jak było napisane w liście i zdjąć ochronę, której, jak sądziłam, nadal nie widziałam. Obejrzałam dookoła, ale nadal niczego znaleźć nie mogłam. Zaczęłam zastanawiać się, czy w ogóle ona od samego początku była tam usytuowana. Z innej strony, gdyby była otwarta, to już to byłoby pewne, chociaż i tego pewna być nie mogłam. Zrezygnowana przysiadłam po turecku na podłodze, aby porządnie się zastanowić. Możliwe też było, że coś po prostu omijałam, innego wytłumaczenia na to nie widziałam.
- A przecież w liście tak prosto było napisane, to czemu teraz mam z tym problem?! Gdyby było inaczej, nie pisałaby tego tak prosto!
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że gdyby już ktoś inny ją otworzył, nie znając jej mechanizmu, byłaby to kompletnie widoczne. A tak wcale nie było, a co za tym idzie, trumna była nienaruszona, więc w takim razie, czemu nie mogłam tego znaleźć?! Na nowo zebrałam w sobie siły, przysuwając się na nowo do niej, biorąc przy tym jedną z leżących na podłodze poduszek, aby podłożyć sobie ją pod kolana. Wtedy dopiero na nowo postanowiłam przyjrzeć się jej, aby móc ją, w końcu otworzyć.
Postanowiłam skupić się na wyrzeźbionej róże, o której wspominała, bo to właśnie ona, była kluczem do jej otwarcia. Ostrożnie wodziłam dłonią po niej, poszukując czegoś, co mogłoby podchodzić pod kategorię zabezpieczenia, przed nieumyślnym jej otwarciem. Wychodziło na to, że musiało to być, bardzo dobrze ukryte, aby nikt niepowołany jej nie był w stanie otworzyć. Ręce z każdą chwilą, coraz bardziej mi się trzęsły, uniemożliwiając spokojnie sprawdzanie. Nie ważne, jakbym do siebie mówiła, abym się uspokoiła, to tym bardziej się jeszcze bardziej stresowałam.
Co moim zdaniem było już dosadnie niedorzeczne, bo przecież jej zawartość nie miała za zadanie mnie zabić, tylko chronić. Pokręciłam tylko głową, aby odrzucić od siebie mroczne myśli, które zaczynały do niej napływać. A atmosfera w moim pokoju zaczynała się, nie wiedzieć czemu, zagęszczać. Jakby wszystko co się w nim znajdowało, zaparło dech w piersiach, oczekując na otwarcie tejże trumny. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak mocno te słowa były niedorzeczne, ale teraz już niczego nie mogłam być pewna.
Moje blond kosmyki na nowo spłynęły mi na twarz, uniemożliwiając dalsze przeszukiwania. Musiałam na nowo je założyć za ucho, abym mogła cokolwiek więcej widzieć. W końcu po dłuższych oględzinach, znalazłam to, czego od dłużej chwili szukałam, a co za tym idzie, ostrożnie zdjęłam zabezpieczenie z róży, co nie było łatwe, jak się mi z początku wydawało. Musiałam uważać, aby nie naruszyć róży, inaczej nawet jeśli bym to zdjęła, otworzyć tej trumny, nie byłabym w stanie, gdyby mechanizm byłby uszkodzony.
Teraz już na sto procent odwrotu nie było, chociaż na sekundę zawahałam się, nim moja dłoń na nowo spoczęła na misternie wyrzeźbionej i pomalowanej róży, która pod sobą kryła tego, którego za chwilę miałam po tylu latach na nowo ujrzeć. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale jednego byłam pewna, jeśli już byłam pewna, że go obudzę, to nie mogłam teraz zmienić co do tego zdania. Każdym bądź razie, kolejnymi problemami z tym związanymi, będę zajmowała się później, bo teraz zajmowanie się nimi, nic mi nie da, tego byłam pewna.
- Raz kozie śmierć!
A po tychże wypowiedzianych pod nosem słowach, nacisnęłam różę, modląc się w duchu, czy dobrze robię, bo nie byłam co do tego w stu procentach pewna.
- 🌹 -
Zdaję sobie sprawę, że więcej tutaj opisówki niż dialogu, ale i tak już było dziwne, że bohaterka sama do siebie gada, więc zminimalizowałam, to do minimum! Obiecałam, że to w tym rozdziale pojawi się ten, o którym pisałam, ale wyszło jak wyszło i dopiero w kolejnym to się stanie! Mam nadzieję, że was tym rozdziałem nie zanudziłam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz