wtorek, 7 stycznia 2020

Fairy Cat | ONE-SHOT

❝ Z FAKTU ZAMIESZCZONYCH SCEN NIE POLECAM CZYTANIA TEGO ONESHOTA, DLA OSÓB PONIŻEJ OSIEMNASTEGO ROKU ŻYCIA! ❞

Wreszcie nadeszła dla Wendy Tsukiyama noc, kiedy nie będzie musiała następnego dnia zrywać się prawie o świcie, aby przygotować się na zajęcia, W końcu mogła się porządnie wyspać, po tym, wszystkim, co się parę dni temu wydarzyło, co nadal było dla niej kompletną zagadką. Jednak jej błogi sen nie trwał nazbyt długo, z pewnego niedorzecznego powodu, którego nie była w stanie jeszcze rozwikłać. Chociaż z początku sądziła, że tylko jej się zdawało, że tuliła się do czegoś ciepłego, oddychającego i twardego zarazem, co raczej nie podchodziło pod gatunek jej pluszowego misia, z którym, od kiedy pamiętała się nie rozstawała.

Tym bardziej, że jej własny pluszowy miś, raczej by jej nie obejmował, bo to było niewykonalne, więc musiało to być coś zupełnie innego. Na pewno nie była to jej współlokatorka, z którą dzieliła pokój, bo Amanda pojechała na weekend w odwiedziny do swojej rodziny. A co za tym idzie, nie mogła być to ona we własnej osobie. W takim razie, jeśli nie była to ona, to któż inny mógł to teraz robić? Na pewno nie słodki wróżkowy kotek, który od paru dni był jej kompanem, tego była pewna, chociaż słyszała, że takie przypadki się trafiały, ale nie tak często.

Mało, kto o nich słyszał, więc tym bardziej było mało prawdopodobne, aby ten, którego wtedy uratowała, miał taką zdolność, bo gdyby go miał, to pewnie już, by o tym wiedziała. Dlatego Wendy sądziła, że jej kochany mózg płata jej figle, ale z każdy momentem, kiedy jej dłoń odkrywała dalszą część tego, co jej się wydawało snem, coraz bardziej ją niepokoiło. W dotyku lekko przypominało futerko kota, ale nim nie było, w takim razie, czym to było? Jednak nadal nie miała zamiaru otworzyć oczu, bo przypuszczała, że jeśli to zrobi, widok, który zastanie wcale jej się nie spodoba.

— Mmmm... Chcę jeszcze, nie przestawaj... — do czasu, gdy do jej uszu dotarł męski głos, który niemało ją wystraszył i to nie na żarty.

Do momentu, kiedy zdała sobie sprawę, że należał on do jej słodkiego kotka, chociaż wydawał się on nieco głębszy w tonie. Nie wspominając, że dalej słyszała jak mruczy z zadowolenia, kiedy jej dłoń badała jego nieco umięśnione ciało, aż do momentu, kiedy jej dłoń dotknęła czegoś, czego wolała jednak jak na razie nie dotykać. A tym bardziej jej umysł nie był stanie przetrawić nazwy tego czegoś, co właśnie dotykała. Serce zaczynało walić jej jak oszalałe i cieszyła się w głębi siebie mocno, że jej współlokatorki nie było w pokoju, bo już dawno pewnie narobiłaby rabanu.

Chcąc nie chcąc, sam dotyk jej nie wystarczał, musiała w końcu otworzyć oczy, aby przekonać się, czy jej zmysły nie płatały jej figla. Nie wiedzieć, czemu, jednak nie chciała ich za żadne skarby otworzyć, bo była pewna, że wówczas z jej ust wydobędzie się pisk, którego wolała jednak nie wydawać. Przez jej wewnętrzną walkę z sobą samą, podświadomie palce skrupulatnie badały, co powodowało u niej coraz większą konsternację, bo się tego po samej sobie nie spodziewała.

— Proszę, tylko nie tutaj! To za bardzo jest stymulujące i nie będę wstanie się opanować! Nie miałem pojęcia, że jesteś taka niewyżyta! — odezwał się ponownie, a ona poczuła coś, co wolała jednak nie poczuć, co dawało jej do zrozumienia, że jest w paskudnym położeniu.

Nic, więc dziwnego, że raptownie otworzyła oczy, co tylko jeszcze bardziej wprawiło ją w popłoch. A to, dlatego, że jej dłoń, którą szybko zabrała obmacywała nagiego chłopaka, o złotych oczach, okraszonych dłuższymi rzęsami o kolorze takim samym jak brwi i długie włosy, czyli różowym, nie wspominając o jasnej karnacji, kocich uszach i ogonie. W panice przeturlała się na drugą stronę łóżka, lądując z piskiem na podłodze. Przez sekundę sądziła, że musiała porządnie oberwać, bo za żadne skarby nie przypominała sobie, aby z jakimś chłopakiem szła do łóżka.

Spojrzała się na siebie i ujrzała, że była w pełni ubrana w swoją różową piżamkę w kotki. Na ten widok odetchnęła z ulgą, ale zaraz jej wzrok padł na twarz, która jej się dość uporczywie przyglądała, a należała, do tego chłopaka, który nie bardzo wiedział, co ma myśleć na temat jej zachowania. Nie odezwał się ani jednym słowem, ale po ruchach uszu i ogona, mogła wywnioskować, że porządnie go zaskoczyła jej reakcja na jego widok. Tak jakby pierwszy raz go na oczy widziała, ale po jego minie mogła jeszcze domyślić się, że nie był to ich pierwszy raz, kiedy się spotkali.

— K-K-Kim, t-ty jesteś i co robisz w moim pokoju, w moim łóżku, kompletnie nagi?! — pisnęła po chwili, spoglądając się na nieco z nieukrywanym przez nią strachem, nadal nie mając zamiaru ruszyć się z pod ściany.

— Ty na serio mnie nie pamiętasz?! Nie wierzę?! W takim razie, kto cię parę dni temu uratował tuż po tym, jak te twoje „niby" koleżanki zostawiły cię podczas zwiedzania Magicznej Strefy? — spytał po chwili, kompletnie nie mogąc uwierzyć własnym uszom, co właśnie ode niej usłyszał.

— Z tego, co pamiętam, to uratował mnie różowy kot, a ty raczej nie wyglądasz mi na małego, słodkiego kotka, nie ważne, z której strony bym patrzyła?! Co nie znaczy, że nadal mi nie wyjaśniłeś, skąd się tutaj wziąłeś! — odparła na jego słowa, nadal nie mając zamiaru uwierzyć w żadne wypowiedziane przez niego słowo, po chwili siadając po turecku na jej łóżku i nie spuszczając z niej ani chwili oczu.

— Pod tym względem się zgodzę, ale nie całkowicie, rzeczywiście uratowałem cię w postaci kota, ale to, co widzisz obecnie, to moja aktualna i normalna forma. Moja rasa potrafi przybierać trzy formy, ludzką, pół ludzką i w pełni zwierzęcą, gdzie pół ludzka to nasza oryginalna forma. Z powodu, że wasza rasa, jeszcze do jakiegoś czasu nas prześladowała i tak dalej musieliśmy wypracować nową formę przetrwania. Wtedy, gdy cię zaatakowano, byłem w tej formie, ale nim nadeszła pomoc, oberwałem i użyłem za dużo many, stąd przybrałem kocią formę, aby móc się szybciej zregenerować — rzekł po chwili, czując, że jej wspomnienia są nie kompletne, ale wcale nie był na nią zły z tego błahego powodu.

Po tych słowach, co właśnie usłyszała z jego usta, kompletnie ją zamurowało, ale to właśnie dzięki nim, część pytań, na które znała odpowiedzi, właśnie je znalazła. Wszystkie części tej dziwnej układanki wracały na swoje miejsce i ponownie spaliła raka, zdając sobie sprawę z tego, co wyrabiała przez ostatnie parę dni. Chociaż nikt nie przypuszczał, że jej kompanem będzie kotołak, tego była pewna. Już widziała miny tych debilek, jak go zobaczą, co na samo wyobrażenie zrobiło jej się słabo.

— To w takim razie, czemu mi nie powiedziałeś, że to nie jest twoja prawdziwa forma, ty cholerny zboczony futrzaku?! — warknęła po chwili, tuż po tym, jak przerażenie zamieniło się w złość i złapała go za różowe kudły.

— Aua! Myślałem, że się zorientowałaś, bo przemieniłem się przed twoim nosem! To nie moja wina, że byłaś taka nieogarnięta! — syknął, próbując się wyswobodzić z jej uścisku, ale bezskutecznie.

Nie miała zamiaru puścić mu tego płazem, że zrobił z niej taką idiotkę i widział to, czego nie powinien zobaczyć. Chociaż jak teraz o tym pomyślała, byli już w sumie kwita, bo teraz to ona jego nago widziała, nie wspominając, że się do niego dobrała, ale to było niezamierzone. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że drzwi do jej pokoju otworzyły się i stanęła w nich Amanda, która na ten widok, aż wypuściła walizkę z rąk. Jeszcze jakiś czas temu mogłaby wyjaśnić tę sytuację, ale teraz, gdy praktycznie siedziała okrakiem na nim, tego już nie mogła zrobić.

— Wybacz, że wam przeszkodziłam, jak skończycie, dajcie znać! — rzekła niczym robot i odwróciła się na pięcie i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi.

— ZABIJĘ, PRZYSIĘGAM ZABIJĘ!! — tylko tyle udało jej się wydusić z siebie, nim w pełni eksplodowała, bo teraz za żadne skarby jej współlokatorka nie będzie miała zamiaru uwierzyć, że to, co zobaczyła przed chwilą, to nie tak jak jej się zdawało.

To był już jej koniec, jej marny koniec, przez tego durnego futrzaka o słodkim imieniu Tamae!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © D.R.Tales , Blogger